Bóg a Miłość

Bóg - gdyby założyć jego istnienie - pomaga nam w życiu, nie jest ważne czy jesteśmy katolikami, muzułmanami, czy buddystami. Czy rzeczywiście On (by okazać szacunek dla wierzących - z wielkiej litery) istnieje? Mamy jakieś dowody na to? Nie będę się nad tym zastanawiał, zadawał mnóstwa pytań, ponieważ tematyką mojego bloga jest miłość. Nawiązując więc do niej zaczynam rozważania - najpierw o religii.

Poza tym, że nie mamy żadnych faktów na istnienie Boga chyba bardziej denerwuje mnie zbytnia pobożność; bigotyzm. Niektórzy ludzie chodzą do kościoła, dziesiątki godzin spędzają na kolanach w skupieniu myśląc o czymś, prosząc i dziękując za życie (stan ten podobno nazywany jest modlitwą - czytaj: rozmową z Bogiem). Bezskutecznie. Boga może nie być. To tylko wymysł ludzi, którzy są zbyt tępi, by pojąć, że cuda same w sobie nie istnieją, a sama bajka o stworzeniu świata jakoby przez Stwórcę nie z tego świata jest śmieszna. Ulepił człowieka z gliny, albo: przez sześć dni po kolei stwarzał świat (nie wspominając już o siódmym, w którym odpoczywał, gdyż... zmęczył się).

Wszyscy Ci, którzy tak bardzo wierzą w Boga najczęściej są tylko pionkami. Bardzo łatwo ulegają wpływowi Kościoła, który wykorzystuje sytuację nawet dla korzyści finansowych (przecież nikt nie podważy tego zdania, doskonale o tym wiemy). Jeszcze inni - na przykład ja - chodzą do kościoła dla innych, bo.. "co inni powiedzą? Z takiej dobrej rodziny...". Właściwie mogę chodzić - popatrzę sobie na dziewczyny, gdyż do tego ogranicza się moje uczestnictwo we mszy. Nie wątpię, że takich osób jest więcej. Prawdziwie wierzących nie jest wiele.

Nie jestem ateistą, wierzę tylko w to, co może być jakoś racjonalnie wytłumaczone. Na przykład przez naukę, która dzisiaj (tj. XXI wiek) nie jest na tyle rozwinięta, byśmy byli w stanie odpowiedzieć na wszystkie pytania dotyczące nas, wszechświata i rzekomego istnienia Boga.

Jednak czy taka moja postawa pozwala na miłość do... człowieka? Myślę, że tu nie ma żadnego związku pomiędzy wiarą w bożków, a miłością do innego - żywego, prawdziwego - człowieka, z którym wiążą nas uczucia, wspomnienia i wreszcie Miłość. Miłość jest moim Bogiem, któremu dziękuję w modlitwie za wszystko. Za to, że Ją mam, mimo że Jej nie mam przy sobie. Jest przy mnie. Nie czuję obecności Boga, nie wpływa on na moje życie. Ona tak. To o Niej myślę, Jej dziękuję, że się poznaliśmy i to Jej się zwierzam. Nie Bogu.

Piszę o Bóstwach, gdyż wiele nas z tym tematem łączy. Nas - tu: mnie i Ją. Zarówno Bóg, jak i moja Ona są daleko, nie widzimy się na co dzień (Boga w ogóle nie widzimy) i tęsknimy za sobą (tak, jak wierzący tęsknią za ukochanym Bogiem. A tęsknią?).

Kończąc rozważania o wierze chciałbym napisać jedno zdanie, na które nie było miejsca wyżej. Ono jest zwieńczeniem poprzednich akapitów przemyśleń. Prawdziwa miłość jest tylko do człowieka, którego możemy zobaczyć, dotknąć, poznać jego charakter, zainteresowania, stosunek do nas. Nie wierzę w obecność Boga i nigdy - nawet, gdy zmienię na ten temat zdanie - nie będę potrafił kochać Go tak, jak teraz kocham człowieka - moją kochaną połówkę.

10 komentarzy:

  1. A gdyby Bóg jednak istniał?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby istniał czulibyśmy Jego obecność. Miałby wpływ na nasze zachowanie i skoro jest tak wszechmocny i wszechwiedzący, to pewnie nie byłoby biedy, cierpienia i grzechu. Trudno to sobie wyobrazić i stąd mam zdanie, że po prostu nie istnieje.
      Jestem zmuszony odpisać pod swoim postem, za co przepraszam.
      Pozdrawiam Anonima i dziękuję za komentarz.

      Usuń
    2. Ale jeśli jest, a nie wierzymy, i jeśli później, okaże się, iż mimo tego, że pozwala na to cierpienie, biedę i grzech to jednak jest, możemy mieć przewalone. Nie myślałeś w ten sposób?
      Bo podobno ludzie sami sobie zgotowali piekło na ziemi.
      Przepraszam, że jako anonim.
      Dziękuję za odpowiedź. Zaintrygowałeś mnie. Karolina.

      Usuń
    3. Czemu ktoś, kto nas kocha pozwalałby nam na biedę, grzech i cierpienie? Pprzecież miłośc nie polega na zadawaniu sobie bólu...
      Oczywiście, że mam takie wątpliwości, ale Bóg jest dla mnie po prostu wymysłem wyobraźni. Jeśli pewnego dnia obudzę się z myślą, że ktoś tym światem "rządzi", to postaram się w to uwierzyć.
      Pozdrawiam Cię Karolino, dziękuję również.

      Usuń
    4. W miłości dozwolone są tak naprawdę wszystkie chwyty. Nie które przynoszą pozytywne emocje, ale nie wszytskie - stąd cierpienie. A może gdybyśmy zmienili swoją mentalność, podejście do życia żyłoby nam się łatwiej, bez zbędnych, negatywnych odczuć, emocji.
      Wydaje mi się, że On nie rządzi. Każdy z nas jest wolny. Tyle się słyszy o wolnej woli, wolności osobistej.. Moim zdanie On jest, ale to my, ludzie, zgotowaliśmy sobie teń świat. Tak zwana odpowiedzialność grupowa.
      Dziękuję, Karolina

      Usuń
    5. Karolino. Powiedz mi jaki Bóg miałby mieć udział w zadawaniu ludziom bólu? Dlaczego On to robi?
      Dziękuję za inne podejście do świata. My go sobie zgotowaliśmy - owszem, ponieważ Bóg nie ma na nas wpływu (bo być może nie istnieje).
      Wyobraź sobie pieska - małego ślicznego yorka, którego wpuszczasz na korytarz, żeby poszedł po schodach na wyższe piętro. Montujesz kamerę i podglądasz go co robi w czasie, gdy u góry nie otwierają mu drzwi. Wpada na pomysł, by z uwagi na to, że nikt nie słucha jego skamlenia, wysikać się na korytarzu w ramach zemsty. Ty wszystko widzisz na monitorze, przyłapujesz go i dajesz do zrozumienia, że zrobił źle. Piesek nie zrozumie tego, w jaki sposób ktoś to zauważył, skoro wcześniej był sam, nikogo nie było.
      Bóg jest tylko odpowiedzią na zagadki, których nasz mózg nie potrafi zrozumieć. Piesek może uznał człowieka za istotę boską, która czyta w jego myślach. Przecież wiemy, że tak nie jest...

      Usuń
    6. Drogi hrk, to nie Bóg zadaje ludziom ból. Gdy przysłowiowy chłopak w dresie napdanie kogoś i pobije, to czy mówi się wtedy, że Bóg go napadł? A jeśli dziewczyna zdradzi chłopaka, wtedy mówi się, że Bóg go zdradził?
      Wydaje mi się, że mamy złe podejście do świata. Bo jeśli coś nam nie wychodzi to zamykamy się, krzyczymy, wołamy, że Boga nie ma. Ale jeśli jesteśmy w dobrym nastroju, coś nam się udaje to doceniamy siebie, ale często jesteśmy wdzięczni losowi, tak potocznie nazywanemu.
      A może to właśnie ten, tak mało widoczny Bóg? Może on nam pomaga?
      Napisałeś, że Bóg jest tylko odpowiedzią na zagadki, których mózg nie potrafi zrozumieć. Czy mógłbyś mi wytłumaczyć jak te słowa odnoszą sie do tych napisaenych przez Ciebie parę linijek wyżej? Być może Bóg nie istnieje? Chyba nie rozumiem.. Mam wrażenie, że oboje jesteśmy zagubieni w tym, co jest blisko? W tym, czego nie ma?
      Dziękuję, i pozdrawiam. Karolina

      Usuń
    7. Z pierwszym akapitem oczywiście się zgodzę: ludzie wyrządzają sobie krzywdy i cierpienia, nie zaś Bóg. Cieszę się, że masz podobne zdanie.
      Owszem, gdy mamy skrajne uczucia pozytywne lub negatywne, to jesteśmy wdzięczni losowi lub zapieramy się, że Boga nie ma. Mówisz, że może On nam pomaga? Ale w jaki sposób? Jeśli kiedykolwiek czułaś się lepiej po modlitwie, to dobrze, ale wątpię, czy ma ona jakikolwiek wpływ na życie.
      My, ludzie jeszcze wszystkiego nie wiemy. Skąd wiesz jaka tak naprawdę jest rzeczywistość? Czy to, co widzisz możesz ją nazwać? Żyjemy w świecie, którego nie znamy! Nie widzisz mikrofal, nie słyszysz ultradźwięków, nie znasz większości praw fizycznych, a wszystkie niewyjaśnione zjawiska przypisujesz Bogu. I my jesteśmy tym pieskiem, który uważa, że człowiek to bóstwo, ponieważ nie rozumie tego, że jest nagrywany.
      Wierzysz w Boga, na którego nie masz dowodów istnienia. Ja nie potrafię.

      Usuń
  2. Trochę źle mnie zrozumiałeś. Nie chodzi o to, czy po modlitwie czujemy się lepiej. Być może ktoś tam tak. Nie wiedząc, jak słusznie zauważyłeś, jaka jest rzeczywistość, nie znając do końca fizyki, ultradzwięków i nie wyjaśnionych zjawisk nie chcę przypisywać wszytskiego Bogu. Bo to trochę tak jakbyśmy zrzucili całą winę na tego pieska, którego tak często dajesz za przykład. A to nie prawda. Zawiniło więcej stworzeń. Ludzie i sam piesek. Nauki o świecie, o siłach i innych zjawiskach fizycznych, chemicznych, czy jeszcze jakiś jest w dzisiejszym świecie bardzo rozwinięta. Fakt, że nie śledzę każdej nowinki, ale co nie co jednak wiem.
    Dowody mogłby się znaleść, ale tutaj jest fenomen tego, co się nazywa wiara. Nie wiesz, ale wierzysz. Niekoniecznie w Boga. Na przykład w pogodę, nie wiesz czy jutro będzie słońce, ale wierzysz, że tak, bo masz już pewne plany. Wiara jest nieodłącznym elementem naszego życia.
    K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro nie przypisujesz tych zjawisk Bogu, to co jest jego namacalną zasługą? Jak wytłumaczysz jego istnienie?
      Dokładnie Pani K, dokładnie - "wiara jest nieodłącznym elementem naszego życia.". Ja w życiu szukam racjonalnych wytłumaczeń, które można potwierdzić logiką lub nauką. Gdyby nazwać - z uwagi na tematykę bloga - wiarą zaufanie (bo w końcu wierzymy, że na przykład ktoś jest nam wierny, nie dopuszcza się zdrady), to mogę śmiało stwierdzić, że wierzę w miłość. Myślę, że takie podejście może być w pewnym stopniu lepsze. Wiara w Boga - czy nazwać go Słońcem (istnieją przecież takie wierzenia) czy jakąś osobą ludzką, czy Miłością - jest w życiu potrzebna. Tylko właśnie nie czuję potrzeby, by wierzyć właśnie w Boga.

      Usuń

O co tu chodzi? Jeśli jesteś tu pierwszy raz i chcesz dowiedzieć się więcej o Lekcji Miłości, o mnie i moim doświadczeniu - zobacz tu