Tytuł jednak nie nawiązuje do mojego pierwszego posta. Tam pisałem o jednym dniu w miesiącu, który jest wyjątkowy. Dzisiaj zaś mija siódmy dzień od naszego ostatniego spotkania. Zacząłem pisać bloga kiedy Ona pojechała. Pod wpływem tego narkotyku powstały "Dwie godziny". Dzisiaj działa już troszkę mniej, nadal odurza, ale nie tak silnie. I właśnie o tym napiszę. Co czuje się po tygodniu od spotkania z wiedzą, że następne będzie za dwa, trzy, może cztery tygodnie? Postaram się na to pytanie odpowiedzieć.
Tęsknota? Ma się rozumieć. To uczucie zawsze nam towarzyszy, gdy osoba, na której nam zależy nie jest TU, ale TAM. Tam, czyli dwie godziny stąd. O tym już pisałem, nie wracajmy do tego. Myśli? Och tak, mnóstwo myśli. Różnych. Od wspomnień chwil radosnych, chodzeniu po murku, kiwaniu dzieciakom na statku, "oglądaniu filmu" (cudzysłowie zostań. W końcu oglądaniem tego nazwać nie można...), aż po wspólne łzy. Płakanie na "Pamiętniku" i później, kiedy spojrzeliśmy na zegarek. Wiele kłębiących się myśli, różnych pomysłów na spędzenie kolejnej niedzieli. Są one tak różne i przychodzą w tak rozmaitych chwilach, że nawet ciężko jest mi o tym pisać.
Spacer. Tak. Plan na przyszłość - długi spacer. Mimo że wspólne "oglądanie filmów" (cudzysłów!) bądź oglądanie filmów (bo i takie się zdarzało) jest bardzo przyjemne, to jednak coś musimy zmienić. Jakby bardziej, więcej, częściej ze sobą rozmawiać. Rozmawiać. Właśnie. Nie pisać. O tym też kiedyś wspomnę szerzej.
Jeszcze słowo o myślach. Kiedy następne spotkanie? Nie wiadomo. Stąd ciągle są one (myśli) skupione na tym. No właśnie. Ciężko mi się o tym pisze, nawet sam nie wiem, co myślę. Albo boję się tego napisać. Nie wiem. Chyba będzie lepiej, jak pomyślę o wiośnie. Wkrótce przecież wszystko powinno się zmienić. Poczytajcie tu, jeśli chcecie wiedzieć o co chodzi.
-------
Siódmy dzień mija...
Kocham Cię.
Podpisano: Misiu.
Podpisano: Misiu.
Jaka ja byłabym szcześliwa gdybym mogła Go widzieć co miesiąc, albo chociaż co 2. Chociaż na godzinę, albo pół...
OdpowiedzUsuń