Ta historia nie ma happy endu, nikt nie wystrzeli fajerwerków, nie otworzy szampana, nie zaśpiewa "sto lat Młodej Parze" na ich weselu. Jedna osoba potrafiła zmienić moje życie i ten związek. Moja decyzja spowodowała, że miłość, którą opisywałem na łamach tego blogu zgasła.
Ponad pół roku temu poznałem Klaudię - zabawna, przyjazna, prosta dziewczyna, z którą siłą rzeczy spędzałem trochę czasu. Widzieliśmy się co tydzień na domówce, piliśmy razem, rozmawialiśmy, śmialiśmy się, wygłupialiśmy. Wiele razy widziałem ją na wydziale, gdyż studiujemy na jednym kierunku. Taka znajomość trwała aż do ubiegłego miesiąca, kiedy to... coś pękło.
Z Pauliną może nie tyle przestało mi się układać, co poczułem wypalenie, nudę, ogromny marazm w związku, który trwał już bardzo dawno. Spotykaliśmy się dwa razy w tygodniu, czasami trzy: odprowadzałem ją co środę na autobus, czasami znaleźliśmy czas w weekend lub w środku tygodnia. Były to krótkie spotkania, były też rozmowy przez telefon i smsy. Jednak dla mnie to za mało. Potrzebowałem czegoś więcej, potrzebowałem dziewczyny, z którą będę mógł pójść na imprezę (rodzice jej nie pozwalali bądź też nie miała jak wrócić, a przenocować u mnie również nie mogła), wyjść na romantyczną kolację wieczorem, na wieczór filmowy do kina, wspólnie obejrzeć zachód słońca, pobyć ze sobą kilka dni albo chociaż weekend.
Paulina jest młodsza ode mnie o trzy lata, nie na wszystko dostaje pozwolenie. Pisałem już o tym tutaj i epizodycznie w innych postach. Wiedziałem o tym, myślałem, że z upływem lat i stażu naszego związku będzie inaczej i wiele się zmieni. Zmieniło się jednak niewiele. Nudził mnie fakt bycia z osobą, z którą nie można poszaleć, zrobić bunkier z prześcieradeł, łowić ryby zrobione z gąbek w brodziku, wymyślać nowe potrawy, robić zawody w rzucaniu torebkami herbat, oglądać film w kinie... na plakatach przed kinem. Wreszcie: z kimś, kto potrafi zająć czas i nie być nudnym. Znalazłem taką osobę.
Popełniłem ogromny błąd, teraz mogę go żałować, przepraszać, usprawiedliwiać się, ale nic już tego nie wymaże. Spotykaliśmy się z Klaudią w czasie, gdy byłem jeszcze z Pauliną. Całowaliśmy się. Tak, to mój życiowy błąd młodości i przyznaję się do niego, choć bardzo mi z tym głupio. Nie powinienem tego robić, ona nie powinna wchodzić z butami w nasz związek wiedząc, że coś może nie jest tak, jak powinno. Teraz żałuję, że skrzywdziłem Paulinę i choć wiem, że tego nie czyta (zarzekała się, że wraca do tego blogu, ale nie wiem czy to prawda, czy tylko słowa na zbycie mnie), to chciałbym jej powiedzieć:
Przepraszam Cię. Nie chcę usuwać z pamięci tego, co razem stworzyliśmy. To nie Ty popełniłaś błąd, tylko ja. Jestem tylko zwykłym człowiekiem, który skorzystał z okazji bycia z osobą, którą rozumie na każdym kroku. Chcę, żebyś była szczęśliwa, ale nie jest to możliwe będąc z osobą, która uważa, że jego szczęście jest z kimś innym. Powiedziałem Ci to wprost, teraz piszę, bo się tego nie wstydzę. Nie wstydzę się przyznać do błędu i nie wstydzę się naszej miłości, wspólnych wspomnień, ponad dwa i pół letniej historii pełnej szczęścia, radości, optymizmu, nadziei na przyszłość, ale też smutku, porażek, nieszczęścia i trwania przy nim, pokonywaniu trudności, wspieraniu się w dobrych i złych chwilach. Tego Ci nie zapomnę i za to dziękuję. Zmieniłaś moje życie na lepsze, opiekowałaś się mną, zawsze mogliśmy na siebie liczyć. Dziękuję.
Ω środa, 23 kwietnia 2014 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
O co tu chodzi? Jeśli jesteś tu pierwszy raz i chcesz dowiedzieć się więcej o Lekcji Miłości, o mnie i moim doświadczeniu - zobacz tu