Tak, czasami wstydzę się swoich myśli. Bardzo kocham moją dziewczynkę, tego jestem pewien. Zajmuje moje myśli na co dzień i wypełnia większość mojego życia, mimo tego, że nie jest fizycznie obok mnie. Wstyd mi rozważań dotyczących ewentualnego zerwania znajomości, zakończenia związku, końca tej pięknej historii miłosnej.
Wiadomo, że każdą osobę na moim miejscu prędzej czy później spotykają myśli co do sensu miłości na odległość (czy: jak ładnie to nazywam "miłości dzielonej przez odległość"). Chyba trochę podświadomie próbuję w przypadku - odpukać - ewentualności rozstania znaleźć sobie wyjście bezpieczeństwa, czyli po prostu inną taką osobę.
Plan awaryjny, który czasem nasuwa się w każdym związku (tu odległość nie ma znaczenia) ma za zadanie wypełnić możliwą pustkę i brak bliskości osoby, którą kochaliśmy i szybkie zastąpienie jej. Uśmierza to ból spowodowany rozstaniem, łatwiej jest nam wtedy przyjąć tę sytuację i mniej przy tym cierpimy.
To, czy rzeczywiście szukam takiej osoby numer dwa trudno jest mi stwierdzić. Możliwe, że robię to mimo woli, żeby nie zostać oszukanym jak to miało miejsce już w moim (i chyba każdego) życiu. Przy tych wątpliwościach narzuca się jednak pewność, że taki plan awaryjny wcale nie jest mi potrzebny. Mimo wszystko jednak, jak każdy, boję się, że jedna z najbliższych mi osób dotkliwie mnie zrani i nie chcę przy tym być pozostawionym samym sobie.
Takie wątpliwości nękały mnie już wcześniej, gdy pisałem o zdradzie i jeszcze prędzej o rozstaniu. Jak widać trudno jest się od nich odizolować i chyba lepiej czasem się do nich otwarcie przyznać, niż tłumić w sobie i na siłę wmawiać, że miłość na odległość i miłość sama w sobie jest wolna od problemów i trudności. Zakończę post słowami kończącymi, których już wcześniej użyłem: "(...) nigdy nie można się poddawać. Problemy są po to, żeby je przezwyciężać. Wspólnie." (cytuję sam siebie, jest ze mną coraz gorzej).
Takie wątpliwości nękały mnie już wcześniej, gdy pisałem o zdradzie i jeszcze prędzej o rozstaniu. Jak widać trudno jest się od nich odizolować i chyba lepiej czasem się do nich otwarcie przyznać, niż tłumić w sobie i na siłę wmawiać, że miłość na odległość i miłość sama w sobie jest wolna od problemów i trudności. Zakończę post słowami kończącymi, których już wcześniej użyłem: "(...) nigdy nie można się poddawać. Problemy są po to, żeby je przezwyciężać. Wspólnie." (cytuję sam siebie, jest ze mną coraz gorzej).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
O co tu chodzi? Jeśli jesteś tu pierwszy raz i chcesz dowiedzieć się więcej o Lekcji Miłości, o mnie i moim doświadczeniu - zobacz tu